Alferek napisał(a):Najlepszym odbiornikiem będzie sam GPSManiak ..... - co prawda baterii nie zużywa, ale bez napędu piwnego nie pójdzie,
Qrdę. Ostatnio wybrałem się na trasę Doliną Sanu (Terka->Sękowiec), a że szedłem w towarzystwie kolegów "Garniakowców" obdarzonych zdecydowanie lepszą kondycją niż moja, postanowiłem odchudzić plecak i ..... nie zabrałem browara
Żałowałem tego już w połowie wycieczki
Co gorsza, okazało się że w Sękowcu nie ma już sklepiku, a pić się chciało jak jasna ......
Tak przy okazji. Podczas wycieczki, którą - było nie było - polecam w moim przewodniku
( http://gps.bieszczady.pl/trasy.htm wycieczka nr 17) wyskoczyły ciekawe sprawy.
1. Otóż łąk Tworylnego nie można obecnie przejść tak jak to jest w przewodniku i jak było na moich mapach. Bobry urządziły sobie rozlewisko na drodze
, a ponadto leśnicy wprowadzili tam jakieś uprawy i część terenu jest ogrodzona. W efekcie trzeba nieco nadłożyć drogi - tak jak będzie to widać na wersji 2010_10 mojej mapy:
2. Zejście żlebem z Rylego w kierunku strumienia co się Hulski zowie, to prawdziwy hardcore - jak mówią młodzi. Trawy, osty, pokrzywy i zakrzaczenia - czasami sięgające powyżej głowy. Do tego leżące drzewa skutecznie tarasujące żleb. Nie polecam tej trasy dla dzieci. Lepiej nadłożyć drogi i z Rylego stokówkami pójść do Zatwarnicy. Dalej było jeszcze piękniej
Podobna - dość ciężka "ścieżka"
(czy raczej jej brak) mocno i wysoko zarośniętymi łakami prowadzi aż do "gospodarstwa" H.Schumachera
(wóz Drzymały - odsyłam do miesięcznika Bieszczady nr 9/2009). Później nie wiadomo jak iść. W efekcie część drogi pokonaliśmy strumieniem. Oczywiście woda w butach - chyba tylko popej nie zaliczył kąpieli
I tak aż do brodu. Później - już na prawym brzegu Hulskiego było nieco lżej, chociaż i tu zwalone drzewa skutecznie utrudniały życie. Dodam jeszcze, że w kolejnym gospodarstwie
(to akurat jest także na moich starszych mapach) dowiedzieliśmy się od uśmiechniętego autochtona że: "Do Sękowca? Nie. Tędy nie przejdziecie
". Wziął nas widać za miastowych
Oczywiście przeszliśmy, chociaż z wodą w butach.
W sumie trasa nie była może zbyt karkołomna, zwłaszcza że najtrudniejszy odcinek liczył zaledwie 2-3 km - ot po prostu trochę "na pół dzikiej" przyrody, ale wspominam o tym, bo nie każdy lubi takie rozrywki.
A oto odcinek, o którym wspominam.
Od pkt.1 do pkt.2 wędrówka z małym dzieckiem może być naprawdę upierdliwa, chociaż chyba na wszystkich mapach turystycznych widać tam wyraźne drogi polne/leśne. Odcinek od pkt.2 do pkt.3 wygląda znacznie lepiej, chociaż i tu - o ile pamięć mnie nie myli - w roku 2006 była regularna droga zwózkowa, która obecnie zarosła i zamieniła się w miejscami lekko, miejscami prawie wcale, wydaptaną ścieżynę, poprzegradzaną zwalonymi drzewami.