Czy czas już złomować stare dobre 60-tki czy też Garmin 62s to tylko taki Oregon w nowej-starej obudowie? Czy przyciski są lepsze od ekranu dotykowego i czy Garmin potrafi jeszcze robić dobre wyświetlacze? Czy Garmin 62s to ukłon w stronę użytkowników wychowanych na 60-tkach i eTrexach czy to tylko marketingowa próba poprawienia sprzedaży przy pomocy legendarnej nazwy? Zapraszamy do lektury najnowszego testu Garniaka, na te wszystkie pytania postaramy się odpowiedzieć.
No... może nie tak od razu. Aby dojść do konkretnych wniosków trzeba poużywać odbiornik dłuższą chwilę i oczywiście sprawdzić go w terenie. Jako że paczka przyszła dopiero dzisiaj, dla niecierpliwych zaczniemy od standardowych testów organoleptycznych i wyciągania oczywistych wniosków. W najbliższych dniach test będzie się rozrastał poruszając kolejne zagadnienia i przynosząc raporty z terenu. No ale największa frajda to rozpakować nową zabawkę, więc nie ma na co czekać. Kliknij dowolny obrazek aby przyjrzeć się lepiej.
Pudełko i zawartość
W ogólnej stylistyce pudełka widać wyraźne nawiązania do opakowania Oregona, czyli lat 2008-2009. Podobna wielkość, ta sama kolorystyka oraz rozmieszczenie informacji, świadczą o wyraźnej inspiracji i wzorowaniu się autora na klasyku. Prostota i elegancja po raz kolejny przypominają o nieprzemijających kanonach piękna i... w sumie dobrze że nie dostaliśmy jakiegoś gniota w zgrzanej plastikowej misce Niewielki, błyszczący karton łączący czerń i biel z żywymi kolorami cieszy oko i już.
Szkoda że wzorem klasyka usunięto także wszelkie konkretne informacje. Kupujemy "odpornego i wydajnego ręczniaka z 3-osiowym kompasem oraz wysokościomierzem barometrycznym". No dobra, mogło być gorzej
Tył pudełka zawiera trochę więcej szczegółów, między innymi Garmin podkreśla że ekran jest czytelny w pełnym słońcu (bezczelnie przypomnę że to samo było na pudełku Oregona), że urządzenie ma 1.7 GB pamięci wewnętrznej, że odbiornik jest "bardzo czuły" oraz że antena jest quad-helix (co i tak można było zgadnąć).
Z przyczyn artystycznych spód pudełka na poprzednim zdjęciu nie wyszedł najostrzej, więc jeszcze jedno zdjęcie. Pismo na wpół obrazkowe informuje nas że 62s obsługuje BirsdEye (zdjęcia satelitarne), Custom Maps (własne rastry) i BlueChart g2 (mapy morskie). Wyznawcy zapomnianego kultu WAAS/Egnos będą łapać D (bez skojarzeń), a sam odbiornik jest "zanurzalny" (ale zanim wrzucicie odbiornik do jeziora poczekajcie na nasz test - Colorado też był IPX7 i w ogóle).
Góra skromna.
Lewa strona przenosi nas w sielskie okolice i na stronę Garmina.
Prawa strona zapowiada skromną zawartość pudełka: odbiornik, zaczep, kabel USB i ulotka. Na szczęście podręcznik i darmowe oprogramowanie są na stronie Garmina, dodatkowo podręcznik można też znaleźć w pamięci odbiornika.
Na spodzie jak zwykle najmniej ważne informacje. Umrzesz na raka i nie będziesz miał dzieci. Garmina 62s montują na Tajwanie, a kabel w Chinach.
W środku odbiornik wrzucony jest luzem w zagięcie paskudnej tekturki (mam nadzieję że to ukłon w stronę recyklingu), a ekran jest zalepiony jakąś ohydną folią. Pierwsze wrażenie po chwyceniu odbiornika jest również nienajlepsze. 62s wydaje się plastikowy i zdecydowanie mało "odporny". Tylko ekran robi dobre wrażenie przypominając te z serii 60 - czyli ostre i trudne do zarysowania.
Jeśli chodzi o akcesoria, to zaczep jest identyczny jak w przypadku Oregona (sprawia dobre wrażenie - plastik jest gruby, zaczep metalowy z mocną sprężyną, a kawałek paska pleciony i szyty), a kabel krótki (50 cm, tradycyjnie z kultowymi napisami "Garmin" i "China" - tym razem tłoczonymi, żadnych filtrów zakłóceń czy innych fanaberii - kryzys to kryzys). Makulatury jest tyle, że jest osobno pakowana, a w sumie nie ma tam nic przydatnego.
Odbiornik
W pierwszym odczuciu odbiornik wydaje się plastikowy, w tym przednie przyciski. Plastik jest chyba trochę gumowany (w przeciwieństwie do serii 60), jednak jakby mniej niż w Oregonie (a może to tylko wrażenie, gdyż guma w Oregonie jest gładka, a w 62s chropowata) oraz gumowanie raczej nie dotyczy przednich przycisków. Pomarańczowy plastik ma niby ten sam kolor co w Oregonie 300 (gdzie stylistyce nie miałem wiele do zarzucenia), jednak trochę wystaje i wygląda obskurnie (dużo lepiej wychodzi na zdjęciach niż w rzeczywistości).
Mimo wszystko po włożeniu baterii odbiornik jakby nabiera solidności, a przednie przyciski, mimo że plastikowe, wydają się pewne i wytrzymałe - chyba dużą rolę odgrywa tutaj ich twardość przy naciskaniu.
Tył zasługuje na pochwałę. Wbudowana w klapkę baterii szyna jest taka sama jak w Oregonie (uchwyt pasuje, sprawdziłem) i nie wymaga dodatkowych plecków do montowania w uchwycie. Powinna pewniej trzymać odbiornik niż klasyczne ucho i zaczep serii 60. Szyna wydaje się być metalizowanym plastikiem, zamek klapki baterii jest metalowy. U góry jest gumowa osłona złącza USB i gniazda antenowego. W pobliżu prawego dolnego rogu szyny widać otwór wyrównujący ciśnienie w komorze baterii (ktoś wie po co?). Odbiornik jest skręcony śrubami tak jak odbiorniki serii 60 czy Oregon, jednak śruby nie są schowane pod klapką.
Z lewej strony brak jakichkolwiek przycisków. Mimo że odbiornik jest plastikowy i skręcany, nie widać uszczelki jak w serii 60. Być może gumowanie wystarcza podobnie jak w Oregonie.
Z prawej strony widzimy włącznik. Wygląda dość prymitywnie, ale przy naciśnięciu sprawia dobre wrażenie. Kolejne dobre rozwiązanie zaimportowane z Oregona, przy czym przycisk nie wystaje jak w oryginale - co wydaje się dobrym posunięciem gdyż jest mniejsza szansa że odbiornik sam się włączy w kieszeni czy plecaku.
U góry nic ciekawego, poza tym że antenka nie ma ucha które i tak się przerywało (w serii 60) oraz górna część obudowy jest połączona z przednią, więc otwieranie odbiornika nie będzie wymagało odrywania wokółantenowej gumy.
U dołu zmieniono konstrukcję ucha na smycz w porówananiu z Oregonem. Ucho ma prawie 2cm szerokości, tak więc można przewlec tasiemkę albo pasek (z góry na dół, pomiędzy dwoma wgłębieniami). Plastik ucha (ten pomarańczowy mostek) może nie wygląda grubo i solidnie, ale składa się z dwóch osobnych części, więc jest szansa że najpierw pęknie tylko jedna część.
Pod gumową zasłoną obecny jest port USB oraz złącze antenowe do podłączenia anteny zewnętrznej. Gniazda wydają się być w miarę zabezpieczone przed wilgocią, a guma solidna i trudna do urwania.
Na samym dole pod zamkiem komory widać wylot ucha na smycz czy pasek, a nad zamkiem otwory czujnika barometrycznego. Nie wiem czy umieszczenie czujnika pod klapką nie będzie powodowało szalonych rajdów ciśnienia jak to było w Oregonie, ale ufajmy inżynierom Garmina
Komora baterii ma konstrukcję i uszczelnienie podobne do tego w Oregonie. W skład plecków wchodzi plastikowy kołnierz który jest dociskany do gumowej uszczelki. Uszczelka jest węższa i płycej położona niż w Oregonie, co przy mniejszym docisku przypomina uszczelnienie serii 60. Także zamek komory baterii ma konstrukcję bardzo podobną do tej znanej z serii 60, ryglując klapkę poprzez obrót. Tym samym zamek powoduje mniejszy docisk klapki, ale wydaje się solidniejszy niż w Oregonie - choć też nie słyszałem by zamek w Oregonie zawodził.
62s jest tradycyjnie zasilany parą baterii AA. Pod bateriami jest dość tradycyjnie umieszczone gniazdo kart microSD, z tą samą budzącą obawy o trwałość blaszką przytrzymującą kartę.
Czytaj dalej: 62s w akcji