Popej jak zwykle, fachowo pozamiatał,

ale jako że miałem już gotową nie fachową odpowiedź dla Kwieto to ją opublikuję ....
kwieto pisze:Taki, że różnica między kompasem elektronicznym a magnetycznym, polegająca na tym, iż pierwszy musimy kalibrować a drugi nie,
Przypomnę może, że w swoim poście wyraźnie napisałeś o "instalowaniu" kompasu na jachcie. W kontekście tego - nie masz racji. W celu uniknięcia wpływu stałych zakłóceń magnetycznych kompas "instalowany" na jachcie jak najbardziej można kalibrować.
Klu tkwi gdzie indziej, o czym napisałem wyżej, ale czego wyraźnie nie doczytałeś. Klu tkwi w różnym rozumieniu słowa kalibracja, bowiem czym innym jest kalibarcja kompasu elektronicznego w garminowskim ręczniaku i czym innym kalibarcja kompasu magnetycznego zainstalowanego na jachcie/statku.
Powtórzę zatem, że kalibracja kompasu w "ręczniaku" to po prostu proces nauczeniu go tego, jak rozłozone jest pola magnetyczne ziemi z uwzględnieniem otaczającego środowiska magnetycznego. W takim rozumieniu słowa "kalibracja" Mariusz ma rację - trudno poprawnie skalibrować Dakotę na jachcie pełnym żelastwa, bo nie można jachtu obracać razem z Dakotą. Natomiast kompas magnetyczny instalowany na jachcie, w stałym w stosunku do otaczającego go żelastwa położeniu, można skalibrować doprowadzając wskazania kompasu do "wzorca". Taką kalibrację nazywamy kompensacją dewiacji kompasu magnetycznego.
A jaki z tego płynie dla nas wniosek? Przynajmniej w teorii? Otóż taki, że w przypadku zastosowań tursytycznych "per pedes" sensowniejszym rozwiązaniem wydaje się być kompas elektroniczny, który można skalibrować z uwzględnieniem wpływu "sztucera i lornetki", czego nie zapewni kompas igiełkowy za 14zł
(w lesie nie mamy "wzorca północy"), natomiast na jachtach pełnych żelastwa liczy się przede wszystkim stała lokalizacja kompasu i jego kalibracja dokona na podstawie "wzorca", ewnetualnie/plus tabela dewiacji.